Na drugim roku studiów (gdzieś na przełomie marca i kwietnia) dowiedziałem się, że mam możliwość wyjazdu do USA na wakacje. Wylot miał być na początku czerwca, a powrót w październiku. Nie trudno zauważyć, że w tym czasie jest letnia sesja egzaminacyjna oraz jesienna – poprawkowa.
Wiedziałem, że muszę się bardzo spieszyć. Na szczęście większość egzaminów można było zdawać w terminach zerowych. Możliwość indywidualnego zdawania pozostałych egzaminów musiałem sobie wynegocjować z wykładowcami. Wymagało to ode mnie sporo wysiłku,ale ostatecznie udało mi się zdać wszystkie egzaminy zanim sesja oficjalnie się zaczęła. Mimo, że wyjazd ostatecznie nie wypalił i tak miałem wtedy najdłuższe wakacje w życiu – 127 dni!
Niecałe dwa lata później stawiłem czoła pierwszej podwójnej zimowej sesji egzaminacyjnej. Do tamtej pory miałem w zimie na głowie tylko egzaminy z jednej uczelni. Gdy pojawiły się dodatkowe z drugiej, zrobiło się bardzo ciasno. Część terminów się pokrywała, a kursowanie Warszawa-Kraków też pochłaniało spore ilości czasu. Gdy udało mi się zdać wszystkie egzaminy, zdałem sobie sprawę, że to ile pracy jesteśmy w stanie wykonać w danym przedziale czasu, w dużej mierze zależy od nas samych.
Prawo Parkinsona
Nie miałem wtedy pojęcia, że istnieje coś takiego jak prawo Parkinsona, ale zauważyłem że im więcej mam do zrobienia w danym przedziale czasowym tym (paradoksalnie) więcej udaje mi się zrobić.
Prawo Parkinsona mówi, że praca rozszerza się tak, żeby wypełnić czas dostępny na jej ukończenie.
Jeżeli termin realizacji projektu masz wyznaczony na za miesiąc, to przez cały miesiąc będziesz się tym projektem “zajmował”. Natomiast jeżeli termin jest w przyszłym tygodniu, to zajmie Ci to “tylko” tydzień.
Prawo Parkinsona w pracy od 9 do 17
“Cały świat godzi się na przekładanie papierów od 9 do 17, więc ponieważ jesteś w tym czasie uwięziony w biurze, musisz znaleźć sobie zajęcie, żeby jakoś wypełnić te godziny. Czas jest marnowany ponieważ dostępny jest w tak dużych ilościach.”
Tim Ferriss, Czterogodzinny tydzień pracy, s.107
Relatywnie duża ilość czasu powoduje, że jesteśmy bardzo zajęci (żeby wszyscy widzieli, że się nie obijamy) ale mało efektywni (bo niewiele z tej pracy wynika). Po latach takiego funkcjonowania tracimy zdolność szacowania czasu potrzebnego na zrealizowanie konkretnych zadań. Efektem są spotkania trwające 2 godziny, które mogłyby się zakończyć po 35 minutach czy projekty trwające miesiąc, które mogłyby być realizowane po tygodniu.
Wyzwanie: Zrobię to do południa!
Co by było, gdybym Ci powiedział, że wszystko co masz zaplanowane na jutro w pracy masz wykonać do południa? Pomyślałbyś pewnie, że zwariowałem. Pracujesz przecież przez 8 godzin (albo i dłużej)! Jak niby miałbyś ścisnąć to wszystko w 4?
A gdybym Ci powiedział, że w zamian za to otrzymasz wynagrodzenie równe twojej rocznej pensji. Dodatkowo będziesz miał 2 miesiące opłaconych wakacji na Hawajach wraz z przelotem w obie strony?
Strzelam, że bez większego namysłu zgodziłbyś się. Mało tego, skończyłbyś pewnie pół godziny przed terminem.
A teraz zastanów się jakby wyglądała Twoja praca, gdybyś miał takie założenie codziennie? Może w tej drugiej połowie dnia udałoby Ci się zrealizować projekty dzięki którym zostałbyś doceniony? Może mógłbyś wcześniej wychodzić z pracy i więcej czasu poświęcać na życie prywatne?
Weź do ręki długopis i karteczkę samoprzylepną. Napisz na niej poniższe pytanie i przyklej ją w widocznym miejscu.
Parkinson obserwował to w kontekście rozrostu biurokracji …
A u nas Dług rośnie … a Biurokracja zamiast maleć (mamy przecież komputery, automatyzację itp.) rozrasta się.
W Polsce administracja rządowa odnotowuje ciągle wzrost zatrudnienia. W latach 1990-2007 przyrost ten wyniósł 274%!!! (w 2011 te procenty będą jeszcze bardziej porażające)
A pomyślmy logicznie, przecież nie urodziło się nas w tych latach 300% więcej, żeby aż tak uzasadnić zapotrzebowanie na urzędników.
A co niby oni więcej robią?
Co dzięki temu mamy?
A wydawać się mogło, że to w PRLu była biurokracja – niż bardziej błędnego, to obecnie, urzędników i wszelkiego rodzaju przepisów coraz więcej …
A my w tym gąszczu (mimo złych przykładów) – nie poddajmy się :)
PS
Choć nie wróżę naszej Nieszczęśliwej Rzeczypospolitej nic dobrego … Biurokracja wykończy ją i zadłuży po uszy …
Biurokracja jest nie tylko tworem państwowym. W wielu firmach ludzie przekładają papiery z miejsca na miejsce bez większego sensu.
Tak czy inaczej… zgadzam się: nie poddawajmy się :)
Bardzo słusznie mówisz Jakub, że jeśli masz np. miesiąc na wykonanie projektu, to ten projekt minimum miesiąc będzie trwał. W przypadku prywatnych projektów, w których nikt nas nie goni i gdzie sami wyznaczamy sobie termin wykonania, to jest jeszcze bardziej zdradliwe: jeśli nie wyznaczymy sobie tego terminu (ach no bo przecież projekt będziemy realizować po pracy i w wolnych chwilach)- projekt nigdy się nie zakończy! Właśnie doświadczam tego na własnej skórze w związku z remontem przedpokoju, który robię sam…
Remont to dobry przykład – jeżeli będziesz go traktował jako sprawę „przy okazji” lub „po pracy” to będzie się ciągnął i ciągnął… Kto wie, czy gdybyś się skoncentrował tylko na tym to czy nie udałoby Ci się go ukończyć np. w weekend :)
Zapewne masz rację… chociaż to zależy jaki rodzaj pracy się wykonuje :) wiadomo, że pracy fizycznej trwającej 8h nie zmieścisz nijak w 4h ;) w sumie chyba dlatego wolę pracować fizycznie – czuję, że coś robię :)
A tak w ogóle to chciałem powiedzieć, że to mój pierwszy komentarz na Twoim blogu, bo dopiero niedawno przeczytałem wszystkie wpisy archiwalne. W sumie dopiero wkraczam w pracę zawodową i tak jak wyżej napisałem – swoje życie wiążę raczej z pracą fizyczną niż umysłową/biurową, ale mimo to… mam wiele zainteresowań, wiele aktywności pozazawodowych (że tak to ujmę), dlatego temat produktywności również jest dla mnie ważny, dlatego czytać będę :)
Miło mi Cię powitać w gronie czytelników. :) Mam nadzieję, że wiedza, którą przekazuję przyda Ci się w życiu.
Witam Was:)
Jeżeli chodzi o naukę, to prawo parkinsona wcale nie jest już dobre. Wyznaczając sobie krótsze terminy tylko stresuje się i dopiero wtedy jestem mało efektywny. Dlatego wolę spokojnie się uczyć aż zrobię wszystko;)
Pozdrawiam
Nie miałem zamiaru zachęcać kogokolwiek do nauki pod presją czasu. W przypadku prawa Parkinsona chodzi bardziej o to, żeby ustalić sobie krótszy niż zwykle termin na wykonanie czegoś. Jeżeli przez miesiąc się „uczysz” do egzaminu a faktycznie zajmuje Ci to raptem kilka dni, bo w międzyczasie robisz wiele różnych rzeczy to spokojnie możesz zacząć na tydzień przed.
Choć z drugiej strony egzaminy, to dosyć specyficzna sprawa bo mają sztywno ustalony termin.
WItam,
Dr Ragan poruszył ciekawą kwestię stressu w związku z terminami. Ja osobiście staram się pracować produktywnie ale wyznaczone sztywno terminy działają na mnie stresogennie (np. problemy ze spaniem gdy mam spotkanie z klientem połączone z delegacją). Może jakiś artykuł jak te terminy oswoić?;)
Doba ma 24 godziny, jeżeli wypełniasz cały ten czas zadaniami / projektami, to abyś będąc spokojnym i bez stresu rozwiązał zadanie potrzebujesz pracować nad efektywnością.
Co to jest efektywność? – to wykorzystanie tak swoich umiejętności abyś w optymalnym czasie (nie najkrótszym, ani nie najdłuższym) realizował zadania.
Spotkałem się z podziałem efektywności na dwa rodzaje:
1. określając ilość czasu na realizację
2. do skutku
W pierwszym przypadku działanie może nie być skuteczne w momencie, kiedy ilość czasu została wyczerpana a zadanie nie zostało zrealizowane.
W drugim przypadku, ilość przeznaczonego czasu wynikająca z doprowadzenia zadania do końca może wiązać się ze zbyt dużym nakładem czasu na realizację.
Jaki zatem miałby być skuteczny środek?
Napewno z ilością zrealizowanych zadań i gromadzeniem doświadczenia, wiąże się pewna intuicja, dzięki której coraz dokładniej szacujesz ile czasu potrzebujesz do realizacji zadania.
Jeżeli działasz produktywnie, to pytanie, czy nie nadejdzie taki moment w Twoim życiu, w którym określanie terminu projektu ani nie będzie zaniżone, ani zawyżone, tylko po prostu będzie taki jak ma być.
Jeżeli określam termin realizacji do południa – to oznacza, że zostaje mi całe popołudnie do wypełnienia :) a jeżeli zaczynasz posiadać wiedzę o sobie w pracy, to jak mają się do tego zasady parkinsona?
Czy zasada ta dotyczy nie biurowych prac? np. na linii montażowej? gdzie optymalizacja produkcji wymaga dokładnej wiedzy o tym ile np. dana maszyna może wydrukować kopii w ciągu godziny. Więcej nie jest w stanie.
Jaki jest kolejny etap, jeżeli dzień został dobrze wypełniony? – hmm… może skupienie się na detalach.
[Czy zasada ta dotyczy nie biurowych prac? np. na linii montażowej? gdzie optymalizacja produkcji wymaga dokładnej wiedzy o tym ile np. dana maszyna może wydrukować kopii w ciągu godziny. Więcej nie jest w stanie.]
Wtedy trzeba pomysleć o wymianie maszyny na lepszą/nowszą która osiągnie lepszy wynik. Oczywiście trzeba przekalkulować TCO.
„Co by było, gdybym Ci powiedział, że wszystko co masz zaplanowane na jutro w pracy masz wykonać do południa? Pomyślałbyś pewnie, że zwariowałem. Pracujesz przecież przez 8 godzin (albo i dłużej)! Jak niby miałbyś ścisnąć to wszystko w 4?
A gdybym Ci powiedział, że w zamian za to otrzymasz wynagrodzenie równe twojej rocznej pensji. Dodatkowo będziesz miał 2 miesiące opłaconych wakacji na Hawajach wraz z przelotem w obie strony?”
Odpowiedziałabym, że przecież już wcześniej mówiłam, że się nie da. I cena nie gra roli. A ewentualne przyśpieszenie wiązałoby się z dramatycznym spadkiem jakości.